Śmiali się, gdy wziął broń, ale kiedy wystrzelił… Uśmieszki zgasły na nieogolonych twarzach, a kpiny ucichły w okamgnieniu, jakby DJ na swoim mikserze przesunął suwaki do zera. Chłopak kręcił się po okolicy od pewnego czasu i w końcu musiał trafić na rządzące tu kanalie.
Nie warto przebywać w okolicach sklepu ASG
Ta część miasta należała niestety do nich. Nikt nie wiedział, jak się nazywają. Oni też nigdy nie mówili. A gdyby nawet komuś powiedzieli, zwykle nie przeżywał spotkania i wiedzę o wątpliwej przyjemności ze spotkania zabierał ze sobą trzydzieści centymetrów pod ziemię. Na rogu był sklep ASG. Właściwie kiedyś tam był. Teraz tylko stary podrapany szyld straszył przechodniów. Budynek na przeciwległym rogu zawalił się, zostawiając mikre przejście obok węgła starego budynku. ASG sklep był jednym z niewielu, które pozostały po zamieszkach sześćdziesiątego czwartego i całkowitym zniszczeniu miasta. Poza starym sklepikiem można, by zachowane budynki policzyć na palcach obu rąk. Kiedy znalazł się na szczycie zawaliska, zamknęli mu drogę odwrotu. Oni nie chadzali w pojedynkę.
Więcej publikacji o samoobronie, broni, militariach i wojsku, przeczytasz w serwisie https://www.defence.pl/.
Później nawet ci, którzy patrzyli na to, co się stało, nie potrafili powiedzieć, skąd wzięła się ta giwera w jego chudych jak badyle łapkach.
Wszyscy myśleli, że wykorzysta do osłony pleców sklep z ASG.
On jednak stał na szczycie gruzowiska. Ponura szczurza gęba przesunęła się od prawej do lewej. Najbliższy z łobuzów stojący bokiem do nowego stracił wszystkie guziki w kapocie na brzuchu. Inni próbowali zareagować, ale pociski ze snajperki nowego wytrąciły im pistolety z rąk, jedna po drugiej i jakby w jednej chwili. W następnej sekundzie nie było żadnego w najbliższej widocznej okolicy.
Nowy nieniepokojony zeskoczył z barykady. Gdzie się podziała jego snajperka. Nikt nie potrafił powiedzieć. A obserwowało całe zdarzenie co najmniej dziesięć par przymkniętych oczu.